To że brakuje węgla, a jego ceny szybują mocno w górę, przy widocznych też spadkach, widać już nawet gołym okiem. Widzą to i wiedzą o tym również najwięksi wrogowie węgla w Polsce i na świecie. Ten niespotykany trend wzrostowy wynika ze wzrostu popyt, który tak znacznie zwiększył podaż, że nawet w Polsce największa spółka węglowa, jaką jest Polska Grupa Górnicza S.A. wprowadziła w ostatnim czasie nawet limity sprzedaży węgla. Jeden odbiorca może kupić tylko d 3 do 5 ton w zależności od kopalni. W zasadzie na pniu z chodzi dzienne wydobyte, jako przerobiony produkt finalny, a także maleją zapasy ze zwałów.
Tego jednak, że górnik i przeróbkarz jest pilnie poszukiwany i potrzebny od zaraz, tego się póki co, jeszcze głośno nie mówi, ale już się zaczyna. W skutek bowiem wojny o węgiel pomiędzy Chinami Australią, to nagle Chiny szukają nowych dostawców węgla. Mimo, iż są jego największym na świecie producentem. Ich poszukiwania są jednak obarczone konkurencją krajów produkujących stal, które w ostatnim czasie też same mają niedobór krajowego węgla w tym koksowego. Mowa o Indiach, Tajwanie, Korea Południowa, Japonia i co ciekawe samej UE.
Dlatego Chiny, coraz częściej zwracały się do Australii, ale coś między tymi krajami mocno zaiskrzyło zimnym ogniem. Chiny powiedziały Australii – nie chcemy waszego węgla i nagle Australia zmuszona został do szukania oraz rozpoznawania nowych rynków zbytu, a w ślad za ich znalezieniem w padła w konieczność zatrudniania nowych pracowników. Co też zostało zauważone w najnowszym raporcie Rady ds. Zasobów Queensland (QRC), w którym ukazał się znaczny niedobór wykwalifikowanych pracowników uznany za hamulec w rozwoju górnictwa w erze COVID-19 w Australii.
Opisany jako „doskonałą burzę niedoborów siły roboczej w czasie ciągłego wzrostu”. Dyrektor generalny Ian McFarlane wskazał nawet na prognozy rządu, z których wynika, że eksport węgla z Queensland będzie mocno wzrostowy na poziomie 23% przynajmniej do roku 2025. Aby sprostać takiemu popytowi na węgiel pojawiły się problemy po stronie podaży w Australii, które obejmują niedobór wykwalifikowanych pracowników sektora zaopatrzenia. Okazuje się bowiem, że według grup branżowych pogorszył się on w ostatnich miesiącach ze względu na sytuację epidemiologiczną.
Znalezienie zatem i zatrzymanie wykwalifikowanych pracowników stało się kwestią numer jeden w najnowszym badaniu nastrojów dyrektorów generalnych przeprowadzonym przez QRC, ponieważ liczba potrzebnych pracowników w sektorze wydobywczym wzrosła do 85 000. A, więc jest wzrost o 2/3 wyższy na przestrzeni ostatnich 5 lat. I co ciekawe, ten wzrost zatrudnienia w zasobach ludzkich, który nastąpił od czasu COVID, jest około sześciokrotnie większy niż względny wzrost, jakiego doświadczyła cała reszta siły roboczej Queensland w tym samym okresie.
Dlatego QRC planuje rozszerzyć do 100 szkół do 2023 roku swoją Queensland Minerals and Energy Academy, mającą na celu zachęcenie uczniów do pracy w górnictwie i związanej z nią kariery. Podobnie sytuacja wygląda w USA, gdzie spółki węglowe w sytuacji po-covidowej nie są w stanie zregenerować kadry górniczej. Na zachętę, część firm postanowiła podnieść płace górnikom o 10-12%. Związane z sytuacją wyższe ceny gazu ziemnego spowodowały, że przedsiębiorstwa energetyczne w USA będą odchodzić od gazu i w tym roku spalą o 23% więcej węgla. W związku z tym pojawiło się duże zapotrzebowanie na ludzi chętnych do pracy w kopalni.
Dziwnym trafem w Polsce jest zgoła odwrotnie. Kopalnie zamierza się likwidować a pracowników zwalniać. Czyżby rządzący mieli klapki na oczach i stopery w uszach, aby nie widzieć i nie słyszeć tego co się dzieje na świecie? – A, pikanterii dodaje fakt, że u władzy są właśnie, ci, którzy dochodząc do władzy mówili i obiecywali, że górnictwo nie jest nierentowne, jest tylko źle zarządzane, a to co PO zlikwidują, to oni otworzą, i póki Prezydent RP będzie Prezydentem, to nie pozwoli się na to, aby mordować Polskie górnictwo węgla.
RED.